top of page
Maksymilian Szatkowski

Wywiad z Piotrem Jaconiem

Absolwentem Piątki, dziennikarzem i autorem książki “My, Trans”


Piotr Jacoń to dziennikarz z wieloletnim doświadczeniem w prasie, jak i w telewizji. Prowadzi program „dzień po dniu” w TVN24. Jest także absolwentem naszego liceum. Na początku tego roku na łamach programu „czarno na białym” w TVN24 wyemitował reportaż „Wszystko o moim dziecku” opowiadający o historiach osób transpłciowych i ich rodzin. Ostatnio napisał książkę pt. „My, Trans”, w której zawarł rozmowy z osobami transpłciowymi, ich rodzicami, aktywistką, psycholożką, prawniczką i księdzem.

Maksymilian Szatkowski: Pierw, jako iż rozmawiamy na łamach gazetki szkolnej, jak szkoła ukształtowała Pana jako człowieka?

Piotr Jacoń: Szkoła mnie bardzo ukształtowała, gdyż kształtowała mnie bardzo długo, dłużej niż trwa liceum. Nie dlatego, że byłem złym uczniem i powtarzałem klasy, tylko ja już od lat przedszkolnych byłem związany z piątką bo moja mama tutaj pracowała. Przestałem chodzić do przedszkola, ponieważ się zbuntowałem, czyli już byłem trochę ukształtowany, ale mama absolutnie tego nie tłamsiła i pozwoliła mi nie chodzić do niego, ale zabierała mnie ze sobą do pracy. Tak więc byłem w piątce praktycznie od piątego roku życia. Była podstawówka, ale ja ciągle mamę odwiedzałem w szkole. To trwało, aż do czasu kiedy zacząłem się uczyć w liceum. Znałem nauczycieli, znałem wszystkie woźne, palaczy, złote rączki i dyrektorów. Byłem w tej szkole mocno zanurzony. Więc myślę, że to jaki jestem dzisiaj to w dużej mierze zasługa tego miejsca.

Mówił Pan, że był bardzo związany z tą szkołą. Czy w takim razie ma Pan jakieś wyjątkowe wspomnienia związane z „piątką”?

 Szczerze mówiąc najmniej mam wspomnień związanych z nauką. Oczywiście mam te związane z moim dzieciństwem piątkowym. Krążeniem po piwnicznych korytarzach i po strychu. Często po takich rejonach, które zwykłemu uczniowi przez cały czas nauki nie są dostępne. Już kiedy byłem uczniem liceum to pamiętam i dobrze wspominam naszą grupę teatralną, a także wszystkie około artystyczne działania np. instalacje, które robiłem na głównych schodach w piątce. One byłyby nie do pomyślenia teraz ze względu na przepisy bezpieczeństwa, które by na to nie pozwoliły, a ja za sprawą swoich artystycznych pomysłów nagle główne schody wyłączałem z użytkowania i o dziwo dyrektor Głuszczak na to pozwalała, a nawet Pani Irena Zboromirska, a to już naprawdę było coś.

Myślę, że wielu uczniów naszego liceum może się zastanawiać nad karierą dziennikarską. Dla kogo to jest praca i przed czym by Pan w niej przestrzegał?

Rozmawiamy akurat w momencie, w którym moja stacja zastanawia się czy będzie dalej istnieć, ponieważ sejm właśnie uchwalił tzw. ustawę „lex TVN”. Więc jeżeli dziennikarz się czegoś obawia to właśnie tego, że władza może mu rozkazać, żeby nie wykonywał tego zawodu. Ona może być na różnym poziomie, tutaj mamy do czynienia z tą na najwyższym, ale możesz być chociażby dziennikarzem gazetki w piątce i ta władza to będzie twoja Pani dyrektor. To jest to czego najbardziej się trzeba obawiać, gdyż największą wartością tego zawodu jest wolność. My sami musimy mieć poczucie wolności, żeby go wykonywać, ale także wykuwać tą wolność dla wszystkich innych. Jak nas nie będzie to nie będzie komu wykuwać. Ja teraz przy okazji tej książki i działalności po części aktywistycznej o moim zawodzie też trochę inaczej myślę. Dostrzegam, że jest on nie tylko powinnością, ale także dużym przywilejem. Mam narzędzia żeby mówić ludziom jak jest w moim rozumieniu. To z kolei wiążę się z odpowiedzialnością, muszę ją wziąć za moje wyobrażenie o świecie. To też jest to co najbardziej mnie pociąga w tym zawodzie. Ta droga nie jest łatwa, tym bardziej taka pt. „fejm w telewizji” „Ooo jestem takim Panem z telewizora, jak fajnie. Tutaj mi garnitur kupią, tu przypudrują, przyczeszą i jakie życie jest fajne”. Też, ale o co innego ostatecznie w tym chodzi, zakładają ten garnitur, przypudrują, przeczeszą, ale żeby coś ważniejszego przekazać.

Mówił Pan właśnie o swojej pracy w TVN24, prowadzi Pan już od długiego czasu magazyn „dzień po dniu”. Jak wygląda ta praca? Czy ogranicza się tylko do przeczytania formułki przed kamerą?

Mogłaby pewnie, tak też ten zawód można wykonywać, ale ostatecznie to jest opowiadanie o świecie, więc trzeba codziennie się temu światu trochę przyjrzeć. Powybierać najważniejsze, ale także najbardziej trafiające do widzów informacje. Można powiedzieć, że ta praca polega na wykonywaniu codziennie bilansu tego co się wydarzyło, ale także co działo się na antenie i to co najciekawsze, najważniejsze ktoś musi końcowo znaleźć o tej 23. Ja bardzo lubię tę pracę bo ona jest analityczno-syntetyczna i to kocham.

Przejdźmy do Pana książki. Jakby Pan mógł tak swoimi słowami opowiedzieć, o czym ona jest?

Ta książka jest właściwie o życiu moim i mojej córki, a także o wykuwaniu tego życia i jak moja córka próbuje walczyć o swoją niepodległość. Ona też opowiada o tym w tej książce i nie jest to łatwa opowieść, ani dla niej, ani dla mnie – z jednej strony dziennikarza, który jej słuchał, a z drugiej ojca, który słyszy co dla mojego dziecka jest największym problemem i trudno to robić bez uronienia łzy. To jest taka książka, której ja niestety nie miałem, a chciałbym żeby mieli ją rodzice, którzy są teraz na etapie, na którym ja byłem te półtora roku temu, gdy moja córka zrobiła coming out. Bo wiem, że gdybym miał taką książkę byłoby mi łatwiej bo szybciej mógłbym dotknąć najważniejszych punktów, nie że wszystko wiedzieć, ale wiedzieć to czego się dowiedzieć i czego nie wiem, a także ustalić sobie ramy, w których powinniśmy teraz funkcjonować. Stąd są tu rozmowy nie tylko z osobami transpłciowymi i ich rodzicami, ale także z psycholożką, psychoterapeutką, adwokatką, z aktywistkami, a także z księdzem. To są wszystko ludzie, którzy z jednej strony pomagają i rodzicom i przede wszystkim osobom transpłciowym, ale także organizują im przestrzeń życiową. Jak mówimy o aktywistach to oni pomagają podjąć działania, jak Anna Grodzka, była posłanka, a ksiądz wbrew pozorom też jest tutaj ważny bo można nie chodzić już do kościoła, można nigdy nie być w kościele, ale jest się w państwie, w którym ma on duży wpływ na władzę, przez co też i na moje życie i w pewnym sensie też reguluję mi granice, nawet jeżeli ja ich nie chce. Dlatego ten głos księdza wydaje mi się być taki ważny w książce.

W książce przewijają się historię najróżniejszych osób. Jak właściwie ta książka powstała, czy Pan sam znajdował tych ludzi, a może to oni zgłaszali się do Pana?

Przede wszystkim to ja ich znajdowałem. Myślałem jak bardzo wielowymiarowy ma być ten obraz, jakich klocków mi jeszcze brakuje żeby ten obraz był jak najbardziej pełny. Jest tutaj np. matka 5 letniego dziecka, która opowiada, co z jej potomkiem dzieje się już na tym poziomie, jak się okazuje dorastania bo ono już w takim wieku dorasta do pewnej samoświadomości. Niektórych bohaterów też podpowiadała moja córka, dlatego jest np. Maja Heban. Wiktoria (córka) uważała, że z pewnością z nią trzeba porozmawiać i już wiem dlaczego. Konwersacja z nią była bardzo interesująca, ale też sama jej postać w polskim transaktywiźmie jest ważna. Rozmowa z Feliksem, czyli mężczyzną już koło 50-letnim, 30 lat po tranzycji była też jej pomysłem. Bardzo pomogła mi także Ewelina Negowetti, która jest również bohaterką tej książki. Podała mi chociażby namiar na niektórych rodziców i dzieci. Ta książka jest pracą zespołową. Trochę jak sugeruje tytuł liczbą mnogą i takie poczucie wspólnoty, mnogości wokół tego tematu ma dla mnie znaczenie.

Ta książka ukazuje też ciemną stronę wyzwania jakim jest transpłciowość. Bohaterowie często mówią o depresji, czy nawet próbach samobójczych. Ona też kończy się taką straszną statystyką, że tylko 25,6% matek i 15,2% ojców akceptuję to, że ich dziecko jest transpłciowe. Czy widzi Pan tutaj szansę na zmianę?

Po to ta książka. Ona dlatego się kończy tą statystyką, żebyśmy zostali z takim komunikatem, ale też wyzwaniem, że trzeba coś z tym zrobić. Ja też na te dane trochę inaczej patrzę. Oczywiście są one pesymistyczne, ale życie jest jeszcze bardziej złożone, jeżeli my widzimy, że 85% ojców i 75% matek nie akceptuje swojego dziecka to nie znaczy jeszcze, że te rodziny razem nie funkcjonują. One właśnie funkcjonują razem, często pod jednym dachem tylko są pogubione. Nie tylko przez niechęć nawiązania kontaktu, ale także przez brak wiedzy. Państwo też nie daje im do tego przestrzeni, a wszystko zaczyna się od edukacji, ponieważ jak jej nie ma to tak kiełkuje w różne złe strony. Ta książka jest edukacją, niekoniecznie podręcznikiem, ale dobrym punktem wyjścia do rozmowy. Chciałbym mieć wydanie 2, może i 3, które treścią się nie różni, ale ta statystyka będzie inna, bardziej pozytywna. To byłoby super.

Mówi Pan o tym braku edukacji, z tego biorą się takie hasła jak np. to, że jest to „fanaberia”, czy wymysł „ideologii LGBT”. Jak to można zmienić i jaką rolę miałaby tu pełnić szkoła?

Podstawową. Po prostu trzeba by było o tym naukowo i rzeczowo porozmawiać. Jak się o tym mądrze pogada, to te kwestie „fanaberii” czy „tęczowej zarazy” znikną, a będziemy konwersować bardziej racjonalnie, no bo te hasła są nieracjonalne, to jest jakiś taki zabobon i nic więcej. To, że ja powiem, żeby to była lektura szkolna jest bez sensu, w końcu jestem autorem, ale w wielu komentarzach po publikacji pojawiały się takie postulaty, że fajnie by było, aby tą książkę mógł przeczytać każdy, a nie tylko ci, którzy bezpośrednio zetknęli się z transpłciowością. Ona jest ostatecznie o spotkaniu z innością, jakąkolwiek, pokazuje drogę, żeby tą inność zmienić w różnorodność.

Na początku tego roku zrobił Pan reportaż „wszystko o moim dziecku”. Dostał Pan za niego nominację do dwóch prestiżowych nagród. Książka obecnie jest na liście best sellerów Empika, a ostatnio dostał Pan nawet nominacje do 100 najbardziej wpływowych Polaków tygodnika Newsweek. Czy uważa Pan, że taki sukces zarówno książki jak i reportażu może być takim pierwszym krokiem do podjęcia poważnej rozmowy o transpłciowości w naszym kraju?

Myślę, że mamy już trochę ten sukces. To, że np. my teraz siedzimy i o tym rozmawiamy to jest mój triumf bo nie byłoby pewnie w innym przypadku do tego pretekstu. Każdy wywiad, który mi się przytrafia, a sporo ich ostatnio, to jest taki znak, że ktoś chce o tym porozmawiać i nie w kategoriach takiej ekscytującej ciekawostki, ale w kategoriach empatii i wiedzy. W pewnym sensie problemu, ale nie lubię tego tak nazywać bo jest to bardziej wyzwanie i także warto uświadomić społeczeństwu jak bardzo jest ono wielowątkowe . Też czy reportaż, czy książka to był taki sygnał, że jest tam naprawdę o czym gadać, a także pozastanawiać, a nie używać krzywdzących stereotypów, które dla każdej mniejszości są bolesne, ale dla osób transpłciowych wyjątkowo.

Maksymilian Szatkowski


10 wyświetleń1 komentarz

Ostatnie posty

Zobacz wszystkie

1 Comment


Guest
Apr 19, 2023

Cudowny artykuł

Like
bottom of page