top of page
  • Urszula Baranowska

Utopia 2178

Ciężko opisać, co przeżyłam. Wiele moich wspomnień w dalszym ciągu pozostaje niewyjaśniona. Pewnie nigdy nie poznałabym mojej przeszłości, gdyby nie wypadek, który sprawił, że zaczęłam widzieć więcej niż inni i to w dosłownym tego słowa znaczeniu. Ale od początku.

Mieszkałam w Utopii. Byłam świadkiem i ofiarą eksperymentu szaleńca, który postanowił utworzyć społeczność pozbawionych indywidualności klonów. Olbrzymi zakład został zaprojektowany tak, by spełniał wszystkie niezbędne do przetrwania funkcje, jednocześnie jednak miał odseparować żyjących w nim ludzi od świata zewnętrznego. Innymi słowy miał stanowić oddzielny wymiar, którego mieszkańcy nie mieliby świadomości istnienia rzeczywistości poza nim. Ofiary eksperymentu, w tym ja, przechodziły coś podobnego do prania mózgu – wymazywano nam wszystkie wspomnienia, łączące nas ze ,,starym’’ światem. Ludzie, o ile można ich tak jeszcze nazywać, stawali się pozbawionymi uczuć numerami seryjnymi. Zakład stanowił jedyną historię, jedyny dom. Mieszkańcy poruszali się po nim zaprogramowanym, niemalże lunatycznym ruchem. Plan dnia taki  codziennie taki sam: śniadanie składające się z pozbawionego smaku koktajlu witaminowego, praca do 12 czasu lokalnego, obiad (podobny do śniadania), znowu praca, kolacja, sen. I  tak codziennie. Przerwy służyły tylko regeneracji organizmu. Nikt nie rozmawiał, nikt się nie śmiał. W podobnej rzeczywistości przyszło mi spędzić ostatnie dwa lata – do czasu, gdy wydarzył się wypadek. Znajdowałam się na wąskiej, zawieszonej około dziesięć metrów nad ziemią rampie łączącej dwa sektory Zakładu. Nie czułam nic, jak zawsze. Szłam niczym pogrążona we śnie, gdy dobiegł mnie odgłos biegnącego człowieka. Było to niecodzienne zjawisko. W zakładzie nikt nie biegał, pracownicy posuwali się chodem podobnym do humanoidalnych robotów albo zjaw.Mimo to mój otępiały wówczas mózg, pogrążony w narkotycznym spokoju, nie zareagował na ten bodziec w żaden sposób. Szłam dalej, gdy ktoś gwałtownie mnie pchnął. Oczy zarejestrowały pędzącego, zaaferowanego mężczyznę. Straciłam równowagę i opadłam na niską barierkę za moimi plecami. Mężczyzna zatrzymał się i coś krzyknął, lecz moje pozbawione instynktów ciało już zdążyło przechylić się przez barierkę. Runęłam w dół. Uderzenie wywołało projekcję bardzo starych wspomnień. Wspomnień sięgających czasów spoza Zakładu. 

Gdy się ocknęłam, zorientowałam się, że leżę  bezwładnie na ziemi,  wśród mijających mnie obojętnie ludzi-robotów. Nikt mnie nie widział. Nikt nie dostrzegł mojej przemiany. Podniosłam się z ziemi i rozejrzałam po ascetycznym wnętrzu Zakładu, czując jednocześnie, jak szalone urywki wspomnień przelatują przez moją głowę. ,,Co ja tu robię?!’’ – pytałam samą siebie coraz bardziej przerażona i jednocześnie coraz bardziej świadoma tego, co zaszło. Coś pozbawiło mnie wspomnień… tylko co? W przypływie dziwnego podniecenia zastąpiłam drogę jednemu z ludzi. Stanął mierząc mnie wzrokiem, który nie widział. 

– HEJ! – krzyknęłam mu prosto w twarz.  – Słyszysz mnie? 

Nie odpowiedział. Ominął mnie, jak człowiek omija na swojej drodze drobną przeszkodę. Zostałam sama, pogrążona w myślach.

Wybiła godzina obiadu. Z głową pełną pytań ruszyłam do kantyny. Ludzie stali już w kolejce do automatów rozlewających koktajle. Zdziwiło mnie to,choć nie wiem, czemu spodziewałam się czegoś innego. Dopiero widok burej cieczy uświadomił mnie, że to nią żywiłam się przez ostatnie dwa lata. Wzięłam swoją porcję i zajęłam miejsce naprzeciwko szczupłej, ciemnowłosej kobiety. Rozejrzałam się czujnie dookoła. Zakładu nie pilnowali żadni fizyczni strażnicy, jednak niemalże w każdym rogu sufitu znajdowały się kamery. Należało uważać. Wbiłam wzrok w sąsiadkę. Piła jednostajnymi łykami swój koktajl, nie zwracając na mnie najmniejszej uwagi. Pochyliłam się lekko w jej stronę.

– Hej – wyszeptałam. Nie odpowiedziała. – Hej! – powiedziałam głośniej. – Jak masz na imię? Co za okropny ściek każą nam tu pić, co nie?

Kobieta nie odezwała się. W pewnym momencie otworzyła usta i miałam wrażenie, że już, już chciała coś powiedzieć… Lecz po chwili tylko sięgnęła po koktajl i na tym skończyła się próba nawiązania kontaktu. W milczeniu przyjrzałam się jej twarzy. Wszystko wydawało się w porządku, z wyjątkiem źrenic, które zakrywały niemalże obszar całej tęczówki. Ta obserwacja zmusiła mnie do działania. Ci ludzie byli w transie, w hipnotycznym śnie. Jak do tego doszło? Dostali zastrzyk? Podano im jakieś tabletki? Na pewno nie dosypywano nic do koktajli, w przeciwnym razie na mnie też by to podziałało. Myśl o tym, że ktoś uczynił ze mnie bezmózgiego manekina szczerze mnie przerażała. Pytanie tylko, po co to wszystko? Komu mogło zależeć na stworzeniu armii biorobotów? Istniała jedyna droga, aby się przekonać. Archiwum w podpiwniczeniu Zakładu… To w nim znajdowały się plany, raporty i nagrania z kamer. Jeżeli gdzieś miałam znaleźć odpowiedź na moje pytania, to właśnie tam. 

Poczekałam do godziny spoczynku. Cele przeznaczone do spania zamykano na automatyczny zatrzask, dlatego wcześniej włożyłam między drzwi nieduży, metalowy bloczek. Gdy zapadła umowna noc, wymknęłam się z pokoju. Nie mogłam dojść do archiwum tradycyjnie, kamery termo namierzyłyby mnie raz-dwa. Należało użyć fortelu. Musiałam schłodzić jakoś skórę. Na terenie zakładu próżno mogłam szukać lodu, zresztą nawet jeśli bym znalazła, efekt działania byłby chwilowy. Dlatego skorzystałam z nieużywanego przez nikogo, pokrytego termoizolacyjną powłoką skafandra. W tym cudacznym przebraniu, przez nikogo niezatrzymywana dotarłam do drzwi archiwum. Wiedziałam, że do rozpoczęcia nocnej zmiany zostało niewiele czasu. Włączyłam Główny Archiwalny Komputer i zamarłam. System żądał hasła. Czy naprawdę byłam taka naiwna, iż sądziłam, że tak po prostu przejrzę dane? Do wszczęcia alarmu miałam 5 prób. Żadnej podpowiedzi. Wystukałam dwa losowe hasła, z oczywistym skutkiem. Opadłam bez nadziei na stos poniewierających się segregatorów. Zaczęłam je bez sensu wertować, w nadziei, że znajdę informacje o budowie Zakładu, o ludziach w nim pracujących i tym podobne, jednak nie przyniosło to żadnego rezultatu. 

Gdy tak zrezygnowana przeszukiwałam archiwum, mój wzrok padł na stojący obok drzwi karton wypełniony papierzyskami. Ktoś niedawno w nim grzebał – papiery były pogniecione i byle jak ułożone. Podeszłam, odsunęłam go i wtedy dostrzegłam niewyraźny napis nagryzdany na ścianie: Ostzee4. Co to mogło znaczyć? Z braku lepszych pomysłów wpisałam dziwne słowo w miejsce hasła i ku mojemu zdziwieniu system się uruchomił. Zaczęłam przeglądać dokumenty. Poszukiwania rozpoczęłam od najstarszych, nawiązujących do początków budowy Zakładu. Dowiedziałam się, że cały obiekt w którym się znajdowałam, był projektem doświadczalnym. Ów projekt nosił nazwę: Utopia. Im dłużej czytałam, tym bardziej wszystko nabierało sensu. W 2178 roku, po wielkim kryzysie gospodarczym, pewien Amerykanin zgłosił się z projektem stworzenia świata wolnego od inflacji, bezrobocia, wojen i innych kryzysów. Ów uczony nazywał się Ebenezer Abraham Wolf. Jego projekt został odrzucony przez ONZ, lecz wedle starego powiedzenia ,,kto bogatemu zabroni’’, Wolf bardzo szybko znalazł sponsorów swojego eksperymentu. Czytałam i coraz bardziej nie mogłam uwierzyć. Wszyscy ludzie zwerbowani do eksperymentu zostali odizolowani od świata prawdziwego. Podano im substancję powodującą otępienie. Zrobiono pranie mózgu. Uczyniono z nich bezduszne, pozbawione uczuć maszyny pełniące zadanie darmowej, niebuntującej się siły roboczej. Jedną z ofiar Utopii byłam ja. Czułam rosnące we mnie uczucie sprzeciwu. Byłam marionetką w rękach człowieka o chorej ambicji. Jak do tego doszło? Nie pamiętałam. Po kolei przeszukiwałam projekty zakładu. Do szczegółowych planów oczywiście nie miałam dostępu, jednak wystarczało mi to, co znalazłam. Wyszłam z folderu i wyświetliłam najnowsze wpisy. Sceptycznie przeglądałam oferty systemów bezpieczeństwa i faktury zakupu sprzętu, gdy mój wzrok padł na raport sprzed miesiąca: niespodziewana utrata kontroli nad pracownikiem nr 356. 

Raport traktował ów incydent bardzo ogólnikowo. 17 kwietnia b.r. jeden z pracowników włamał się do systemu archiwalnego wykradając z niego plany, potem próbował zbiec. Strażnicy złapali go w trakcie próby przekroczenia granic Zakładu. Najechałam na załączony do raportu film. Był to zbitek nagrań, na których przewijał się niedoszły zbieg. Najdłużej trwało nagranie z pojmania. Zmarszczyłam oczy i przybliżyłam twarz do ekranu. Widziałam młodego, dwudziestoparoletniego mężczyznę ubranego w biały, zakładowy uniform. Gonili go strażnicy. Z przerażeniem przyjrzałam się scenerii. Nie był to zakład, lecz… otwarta przestrzeń! Nad sceną brutalnej nagonki wznosiła się jasna kopuła… Nieba? Przyglądałam się temu jak zaczarowana. Niebo. Otwarta przestrzeń. W głowie pojawiła się retrospekcja z wycieczki szkolnej nad morze. Przez bardzo krótką chwilę Zakład przestał istnieć. 

Nagle kamera zmieniła ujęcie i na ekranie pojawiła się wykrzywiona wściekłością twarz młodego mężczyzny. Ktoś chwycił go za włosy i przez chwilę trzymał jego głowę na wysokości kamery. Zrobiłam pauzę. Zmęczona i zrezygnowana twarz patrzyła teraz prosto na mnie. Był to człowiek, któremu udało się złamać system Utopii i któremu prawie udało się zbiec. Pozyskał dokumenty możliwe, by wyjść poza tereny Zakładu! A jeżeli to on zapisał hasło ukryte za kartonem? Potrzebowałam go. Jeśli udało mu się zajść tak daleko, może moglibyśmy połączyć siły? 

Wpisałam w bazę danych jego numer seryjny. Natychmiast pojawiły się informacje: wzrost, waga, wiek, kwalifikacje. Według informatora zajmował celę numer 243, jednak po ,,pewnym’’ incydencie został przeniesiony do izolatki a56 na poziomie -2. Jako jedyny z przetrzymywanych miał ochronę przy wejściu. Korytarz z celami obserwowało kilka kamer. Rozsiadłam się wygodniej w fotelu, zmrużyłam oczy. Pod powiekami wyświetlił się schematyczny plan Zakładu. Szukałam przez chwilę w pamięci lokalizacji izolatek. Bingo. Mogłam się tam dostać windą, w godzinach dziennych wyglądałoby to, jakbym szła do swojego stanowiska… Tylko co zrobię, gdy znajdę się w korytarzu? Wyszukałam nagrania z widoku z kamer. Tak jak przypuszczałam, izolatka a56 była strzeżona. Pilnowało jej właśnie dwóch rosłych mężczyzn, uzbrojonych w paralizatory. Przeklęłam. Nie mogłam tak po prostu do nich wyjść. Spróbowałam wyszukać nagrania z celi więźnia, lecz widok był zabezpieczony pięciocyfrowym hasłem. Wyłączyłam sprzęt i wstałam. Zbliżał się czas drugiej zmiany. Nikt nie zauważy, jeśli spróbuję się włamać do pokoju 243. 

Spiesznym krokiem wyszłam z Archiwum. Czułam dreszcze na całym ciele. Chyba z podniecenia. Nie spodziewałam się znalezienia niczego w celi, jednak wciąż miałam nadzieję, że może uda mi się pozyskać jakieś wskazówki, pozostawione przez ostatniego właściciela. Przemierzałam surowe korytarze Zakładu niczym duch. Odgłos kroków brzmiał tu jakoś dziwnie, obco, strasznie. Zgrzyt windy przyprawiał mnie o ciarki. Wbiłam pełen pretensji wzrok w bystre, czarne oko kamery. W soczewce dostrzegłam swoją wykrzywioną i odwróconą postać. Wzdrygnęłam się. Z ulgą wysiadłam z windy i niezdecydowanie zagłębiłam się w oświetlony jarzeniówkami korytarz.

***

Stałam pod drzwiami numer 243. Weszłam bez problemu, ponieważ pokój był pusty i nie było potrzeby go zamykać. Stanęłam pośrodku celi. Wszystko wyglądało tak samo, jak wszędzie: wnęka w ścianie pełniąca rolę łóżka, wieszak na uniform, czajnik z wodą, mała łazienka. Przeszukałam kieszenie uniformu, przejrzałam zawartość poduszek, z braku pomysłu zajrzałam nawet do czajnika. Poczułam wzbierający we mnie gniew. Zajrzałam do łazienki i gwałtownie stanęłam jak sparaliżowana. Ktoś tam był. Chuda dziewczyna w uniformie elektryka, z jasnymi włosami spiętymi w wysoki kok, z wystającymi kośćmi policzkowymi i mnóstwem piegów. Dopiero po paru sekundach doszło do mnie, że to moje własne odbicie. Przez dłuższą chwilę przyglądałam się sobie, potem w ataku furii z całej siły uderzyłam pięścią w taflę lustra. Na podłogę z suchym brzękiem posypała się garść kryształowych odłamków. Jęknęłam i przyjrzałam się rozciętej boleśnie skórze, spróbowałam palcami wyciągnąć kilka wbitych kawałków szkła. 

Spojrzałam w miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą wisiało lustro. Ze ściany wystawała wetknięta między kafle koperta. Wyciągnęłam ją i wydobyłam zawartość. W środku była maleńka dyskietka, taka, na jaką można zgrywać filmy czy zdjęcia. Poczułam, że moje serce zaczyna szybciej bić. To tutaj 356 ukrył plany! W swoich dłoniach trzymałam klucz otwierający drogę do wolności! Będąc w posiadaniu tej dyskietki nie musiałam ryzykować spotkaniem ze strażnikami 356, mogłam spokojnie zaplanować drogę ucieczki! Nagle uświadomiłam coś sobie. Ten człowiek ryzykował przechwytując dane z Zakładu. Z pewnością ukrył je, by móc wykorzystać je w przyszłości, w dogodnym momencie. Czy powinnam go ich z premedytacją pozbawić? Po tym, jak poniósł trud ich zdobycia? Zawahałam się. Ostatecznie to wszystko było grą. Gra toczyła się o najwyższe stawki: o przetrwanie i wolność. Poza tym… Na pewno po złapaniu tego buntownika nafaszerowano go tą samą substancją powodującą amnezję. Chłopak nie pamięta nawet, że cokolwiek ukrył w swoim byłym pokoju. Sumienie wyzywało mnie od najgorszych. Zacisnęłam zęby i spróbowałam je zagłuszyć. Drżącą ręką wsunęłam dyskietkę do wyświetlacza w ścianie. Na środku pokoju rozbłysnął niebieskawym światłem hologram przedstawiający pracownika nr 356. Był wyraźnie zdenerwowany. Widać było że majstruje coś przy nagraniu. Wreszcie zaczął mówić drżącym, łamiącym się głosem.

– Hej. Jeśli kiedykolwiek znajdziesz te nagrania, będzie to znaczyło, że nie jesteś pod działaniem fentanylu. Muszę się streszczać, bo mam niewiele czasu. Na tym dysku znajdziesz wszystko, czego ci potrzeba, by stąd zbiec. Złamałem szyfr do systemu monitorującego, tam masz instrukcję, jak doprowadzić do spięcia systemów ochronnych. Znajdziesz tu również plany ucieczki z Zakładu. Hasło znasz. Powodzenia. – Tu się rozłączył. 

Patrzyłam przez chwilę na zatrzymany obraz. Do kogo 356 skierował te słowa? Do przypadkowego znalazcy, czy do siebie w przyszłości? Przełączyłam film na następny plik i poczułam, jak cierpnie mi skóra na karku. Do licha! Znowu hasło! Pole dopuszczało minimum 5 znaków i mogły być to zarówno litery, jak i cyfry. Miałam wrażenie, że krew odpływa mi z głowy. Liczba prób była nieograniczona, lecz nie mogłam w nieskończoność zgadywać hasła! Wpisałam hasło do systemu archiwalnego, ale oczywiście nie dało to nic. Czy ten koszmar nigdy się nie skończy?

Słyszałam skrzyp otwieranych drzwi. Początek zmiany. Czas iść. Oczywiście nie do pracy, tylko na poziom -2. Do izolatek.

***

Całą noc rozmyślałam nad sposobem dostania się do celi a56. Wreszcie, około szóstej spłynęło na mnie olśnienie. Potrzebowałam fentanylu. Znalezienie go było zadziwiająco proste – Buteleczki ze środkiem znajdowały się w przeważnie każdej apteczce pierwszej pomocy, do spóły z acetonem. W wyniku chlorowania acetonu powstaje szybko utleniający się chloroform, w którym bez większego problemu rozpuścić można fentanyl. Powstałaby wtedy substancja silnie usypiająca, podana w niedużej dawce raczej niegroźna. Ostatecznie chciałam tylko uśpić strażników, a nie ich zabić. W czasie porannych zmian zakładowe laboratorium było puste. Wzięłam się do dzieła. 

Środek usypiający zamknęłam w szklanej butelce. Zwinęłam z laboratorium maskę oddechową. Nikt mnie nie zatrzymywał, gdy przemierzałam korytarze Zakładu uzbrojona w sprzęt tlenowy i butelkę z chloroformem. Ludzie mijali mnie bez jakiegokolwiek zainteresowania. Wysiadłam na poziomie izolatek. Czułam bolesne skurcze w brzuchu, czoło oblał mi pot. Spojrzałam na zegarek. Zmiana strażników właśnie się zaczęła. Byłam daleko od pilnowanej izolatki, mimo to wolałam jak najmniej rzucać się w oczy. Na tym poziomie byłam jeszcze sama. Przebrana w uniform mechanika udałam, że majstruję coś przy wentylacji. Tak naprawdę rozprzestrzeniałam środek bojowy. 

Według obliczeń za jakiś kwadrans chloroform powinien roznieść się po całym korytarzu. Izolatkom to nie groziło, gdyż były wyposażone w oddzielną sieć wentylacji, na wypadek pożaru. Spojrzałam na zegarek. Za piętnaście minut strażnicy najpewniej usną. Nałożyłam maskę i ustawiłam odliczanie czasu. Kwadrans mijał wolno. Przez moment miałam wrażenie, że się duszę, lecz to tylko moja wyobraźnia płatała mi niemiłe figle. Słyszałam własny, miarowy oddech i nie było to przyjemne odczucie. Po kilkunastu minutach, które dla mnie wydawały się wiecznością, uruchomiłam ponownie dopływ powietrza, gdyż większe stężenie środka mogłoby być niebezpieczne nawet dla mnie. Odczekałam, aż licznik wskaże liczbę zero i ruszyłam w stronę celu. Strażnicy siedzieli oparci o ścianę. Z zewnątrz nie wzbudzało to wątpliwości, na ostatnim nagraniu strażnicy również siedzieli  –  stanie przez dwie godziny w miejscu musi być wyczerpujące. Cela niedoszłego zbiega była zamknięta od zewnątrz. 

Wahałam się chwilę, zanim odważyłam się wreszcie wejść do środka. W pokoju panował mrok, lecz gdy czujnik ruchu wykrył moje wejście, natychmiast zapaliło się blade, żółte światło. Cela więzienna wyglądała jeszcze bardziej przytłaczająco niż ta zwykła, pracownicza. Na łóżku w przeciwległym rogu pokoju leżała skulona sylwetka mężczyzny. Nawet nie drgnął, gdy zapaliło się światło. Zamknęłam drzwi i przyglądałam się chwilę leżącemu. Wyglądał, jakby spał, lecz po silnie zaciśniętej szczęce wnioskowałam, że jest przytomny i zapewne zdaje sobie sprawę z mojej obecności. Stanęłam w bezpiecznej odległości. Długo nie mogłam wydusić z siebie słowa, wreszcie udało mi się zacząć:

 – Hej. – Miałam wrażenie, że chłopak drgnął. Wzięłam głęboki oddech i spytałam: 

– Słyszysz mnie? Tu jestem.

Chłopak leżał przez chwilę plecami do mnie. Już myślałam, że nie zareaguje, gdy nagle się odwrócił. Patrzył przez moment w miejsce, gdzie stałam, a po chwili podniósł się chwiejnie i usiadł na łóżku. Przyjrzałam się jego oczom, ale w słabym świetle trudno mi było ocenić wielkość źrenic. Jedna rzecz była pewna: zareagował.

-Słuchaj – zaczęłam. – Jesteś 356, co nie? Ten odważny, co prawie uciekł z Zakładu. Potrzebuję cię. Miałam wypadek. Spadłam z wysokości i odzyskałam pamięć. Wiem, że nie jestem stąd, ty też. Proszę, musisz mi pomóc się stąd wydostać, rozumiesz? Chłopak patrzył na mnie z miną, której nie byłam w stanie rozszyfrować. Zdenerwowana przedłużającą się ciszą zawołałam: 

– Hej! Słyszysz mnie do licha? Czy jesteś niemową? 

Odpowiedział milczeniem. Już chciałam znowu się odezwać, gdy zaczął mówić. Jego głos był niepewny, jakby używał go pierwszy raz od dłuższego czasu.

– Jesteś… strażniczką?

– Nie. Jestem pracownicą Zakładu. I chcę się z niego uwolnić. Pomożesz mi?  – spytałam z nadzieją.

– Uwol…ni… – zaczął, jak gdyby coś mu to słowo przypomniało, zaraz jednak potrząsnął głową i wrócił do pytań:

– Co tutaj robisz?

Zacisnęłam zęby. Miałam coraz mniej czasu. Mimo to spojrzałam mu prosto w oczy i bardzo powoli zaczęłam opowiadać o tym, co mnie spotkało, o odkryciach, których dokonałam. Zdawało się, że chłopak nie słucha. Czasami tylko ożywiał się przy pojedynczych słowach, jednak to zaraz mijało.

– Słuchaj, to wszystko to tylko ułuda. Jesteśmy marionetkami! Usunięto nam wspomnienia! Ty pierwszy się o tym dowiedziałeś! Ty pierwszy dostałeś się do systemu Zakładu! Pamiętasz?

Cisza. Brak odpowiedzi.

– Ostzee4, mówi ci to coś? To hasło, pamiętasz? Hasło do Archiwum, napisałeś je na ścianie i ukryłeś je za kartonem! – Miałam wrażenie, że mój cały wysiłek na nic się nie zdaje. Chłopak stracił całkowicie zainteresowanie moimi słowami. Przyglądał mi się oczami bez wyrazu. Zaschło mi w gardle od tego bezcelowego gadania. Nalałam z czajnika trochę przegotowanej wody i kontynuowałam monolog.

– Posłuchaj. Skoncentruj się. Nie wiem, czy w ogóle rozumiesz, co do ciebie mówię, ale proszę, posłuchaj! W archiwum były plany Zakładu, ty je wykradłeś i zgrałeś na dysk, zabezpieczony hasłem! Hasło do dysku! Człowieku, błagam, musisz coś pamiętać!  – Na dźwięk słowa ,,hasło’’ mój towarzysz zmarszczył brwi. Był to jedyny ludzki odruch, jaki u niego zaobserwowałam. Myślał przez chwilę, a ja czekałam w napięciu, starając się nie zgasić tej iskry, która zapłonęła w jego pamięci. Wreszcie zdecydował się zadać następne pytanie:

 – Dlaczego?

– Dlaczego co? – spytałam trochę zbita z tropu.

– Dlaczego zgrałem plany? Dlaczego złamałem kod systemu? Dlaczego ty chcesz poznać te plany?- W tym najdłuższym wystąpieniu od początku naszej rozmowy nie było złości ani nieufności, raczej szczere zakłopotanie i zagubienie. Westchnęłam ciężko.

– Dzięki planom mogłeś obmyślić plan ucieczki z Zakładu! Znaleźć jego słabe punkty, które mogłyby umożliwić ci opuszczenie go!

– Ale po co?

– By być wolnym, decydować o sobie samym, uwolnić się z tego wariatkowa, które czyni z ludzi niewolników, czego jeszcze nie rozumiesz?! – wybuchnęłam. Przez chwilę żadne z nas się nie odzywało. Gdy nieco ochłonęłam, 356 postanowił wygłosić uwagę, która pozbawiła mnie wszelkiej nadziei na uzyskanie pomocy:  

– Ale mi jest tu dobrze, nie widzę sensu, by stąd uciekać. Tutaj nie ma przemocy, nie ma pieniędzy, nie ma zawiści, jesteśmy wszyscy tacy sami. Czy może istnieć lepsze miejsce?

Poczułam, że tracę wszystkie siły. Przed chwilą byłam gotowa poświęcić wszystko dla rozmowy z tym człowiekiem. Ryzykowałam swoją wolnością, by on pomógł mi stąd uciec. Teraz miałam przed sobą buntownika, z którego kierownicy Zakładu uczynili ślepą kukiełkę. Zaczęłam płakać. Uklękłam na podłodze i zakryłam rękoma twarz. Było mi już wszystko jedno. Nie miałam hasła do planów, co równało się z porażką. Bez plików na dysku niemożliwym stała się moja ucieczka. Co powinnam zrobić? Dobrowolnie zażyć fentanyl i na zawsze zapomnieć o życiu poza Zakładem? Chłopak przyglądał mi się z ukosa, potem chwiejnym krokiem podszedł do mnie i usiadł obok. Milczeliśmy przez chwilę, wpatrzeni w pustą ścianę celi. Wreszcie ciszę przerwał niedoszły buntownik.

– Nie pamiętam nic z tego, co mówiłaś. Dlaczego?

– Zapewne po złapaniu nafaszerowali cię jakimś świństwem, które spowodowało niepamięć wsteczną.

– Po co?

– Bo to, co pamiętałeś, nie było im na rękę. Kiedy coś cię irytuje, starasz się tego pozbyć, rozumiesz?

– Komu to było nie na rękę?

Na to pytanie nie potrafiłam odpowiedzieć. Mogło chodzić o Wolfa, ale też o wielu innych ludzi powiązanych z projektem Utopii. Klucz do tego pytania mógł znajdować się również na dysku, do którego nie miałam dostępu. Powiedziałam mu to. Zmarszczył brwi, ale nie mógł pomóc. Z braku pomysłu postanowiłam wyświetlić film z dyskietki na ścianie, w którą tak uparcie się patrzył. Drgnął zdziwiony, gdy uruchomiłam projekcję. Jak zaczarowany wpatrywał się we własny hologram. Wyglądał,  jakby analizował w głowie każde słowo. Sama również bardzo uważnie studiowałam nagranie, każdy ruch, każde zdanie, każdy gest. Gdy 356 skończył spostrzegłam niespotykana zmianę u mojego towarzysza. Siedział wpatrzony w znieruchomiałą postać siebie samego sprzed miesiąca. Usta miał półotwarte i szeptał coś kręcąc z niedowierzaniem głową. W błękitnawym świetle nagrania dostrzegłam, że jego źrenice są normalne. Jasnoniebieskie tęczówki rysowały się dokładnie w blasku hologramu. Chłopak spojrzał na mnie. Był zagubiony, jednocześnie jednak sprawiał wrażenie, jak gdyby coś odkrył. Zrobiło mi się go żal.

– Przypomniało ci to coś?- spytałam wskazując głową nagranie. Potaknął w milczeniu, a na jego twarzy pojawił się po raz pierwszy uśmiech. Ku mojemu zdziwieniu wstał i podszedł do klawiatury. Bez zastanowienia wpisał 5 literowe hasło w jego miejsce. Z szeroko otwartymi oczami obserwowałam wyświetlające się po kolei pliki. Chłopak przyglądał się mojej reakcji z wyraźnym zadowoleniem. Gdy opanowałam zdziwienie, spytałam, siląc się na spokój, jakie to było hasło. Buntownik wzruszył ramionami i odparł:

– Znasz.

– Że co? – żachnęłam się – Skąd niby mam je znać?

Chłopak bez słowa włączył hologram w miejscu, gdzie mówił o haśle, dopiero wtedy dopiero do mnie dotarło. 

,,Znajdziesz tu plany potrzebne do ucieczki z Zakładu. Hasło: ,znasz’’!”


39 wyświetleń0 komentarzy

Ostatnie posty

Zobacz wszystkie

Dwór

bottom of page