top of page
  • Stanisław Krajewski

Nie wiedziałem o czym napisać, to napisałem o tramwaju Vol.1 – Linia numer 12

Jako że ostatnio spędzam trochę czasu w tramwaju, uznałem, iż się pochwalę, jak taka podróż wygląda. 

Przystanek: Lawendowe Wzgórze. Drzwi tramwaju zamykają się, do środka wpada ostatni powiew smrodu z pobliskiego wysypiska śmieci. Nad drzwiami zapalają się niebieskie świata, pojazd rusza. Jeszcze jest spokojnie, pusto, pozostało kilka wolnych miejsc. Zajmuję jedno z nich, na końcu. W słuchawkach leci legendarny już utwór „Never gonna give you up”. Choć mam włączoną muzykę, jestem w stanie usłyszeć komunikaty z głośników. Po raz kolejny rozlega się ten poważny i zimny głos, informujący o  następnym przystanku.

Gęstość tramwaju powoli się zwiększa. Do tramwaju wchodzi tak zwany Sęp. Osoba, która prześwietla ludzi wzrokiem, budzi strach i respekt u wszystkich pasażerów. Widzę falę ludzi odwracających głowy w stronę okien lub nerwowo spoglądających w telefon. Niestety dzisiaj to ja zostałem wybrany przez Sępa… Staram się nie zwracać uwagi, ale jest to niemożliwe. Czuję, jak milimetr po milimetrze jej wzrok penetruje moją duszę. Spoglądam prosto w oczy mojego oprawcy, który natychmiast zaczyna podziwiać sufit. Chwila ulgi, która niestety nie trwa długo, bo gdy tylko odwracam wzrok, proces ten się powtarza. W pewnym momencie słyszę:

– Przepraszam, ale czy może mi pan ustąpić? 

Nareszcie! Przygotowywałem się na ten moment od początku pandemii… Odpowiadam więc mojemu oponentowi:

– Jak założy pani maseczkę.

Na te słowa cała uwaga tramwaju skupia się na mnie i Sępie. Widzę, że nie wie co odpowiedzieć – wygrałem. Na następnym przystanku mój przeciwnik opuszcza pojazd ze świadomością porażki. Wśród współpasażerów przewija się fala uznania. Po raz kolejny słyszę ten poważny głos: “następny przystanek: Dworzec Główny”.

Od jakichś dwóch przystanków można zaobserwować rzadkie zjawisko w komunikacji publicznej – tak zwane “świeże powietrze”. Niestety nie jest mi dane cieszyć się nim długo, ponieważ od Dworca tramwaj ponownie mógłby ubiegać się o własne prawa miejskie. To od tego momentu zaczyna się prawdziwy miejski survival. Widzę kobietę z wózkiem, która próbuje odgrodzić się nim od tego chaosu. Nie mija kilka sekund, a wózek wraz z dzieckiem znika w tłumie – matka nie podejmuje próby ratunku, gdyż byłoby to samobójstwo. 

W tym samym czasie masa ludzka zaczyna skupiać się bliżej czoła pojazdu. To oznacza tylko jedno: z tyłu znajduje się on, bezdomny. Jak prawdziwy kapitalista, mam zamiar wykorzystać złą sytuację innego człowieka i zdobyć jedno z miejsc, które w bardzo szybkim tempie się zwolniło. Tylko jest jeden problem – nie idzie się tam przedostać. Mogę tylko obserwować jak część osób próbuje oddalić się od człowieka, któremu wyczerpało się szczęście i skończył bez domu. Nie mogę jednak zbyt długo o tym myśleć, gdyż muszę walczyć o własne życie. Cudem udaje mi się przedostać pod drzwi. Widzę, jak inni próbują uciec przed zadeptaniem, tym samym dokładając się do problemu. 

Przy Uniwersytecie Gdańskim tłum studentów wypycha na przystanek zwłoki słabszych jednostek oraz pusty wózek. 

Przystanek: Obrońców Westerplatte. To koniec mojej podróży. Oglądam się jeszcze raz po tramwaju, który wygląda co najmniej jak pole bitwy pod Grunwaldem. Wciskam przycisk i zwycięsko opuszczam tramwaj linii numer dwanaście. 

PS Tekst pisany w tramwaju.

Dwa tramwaje PESA 128 NG JAZZ DUO nowa wersja, obsługujące linię numer 12

Obrazek wyróżniający autorstwa Andrzej Otrębski – Praca własna, CC BY-SA 4.0, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=89317306

3 wyświetlenia0 komentarzy

Ostatnie posty

Zobacz wszystkie
bottom of page