top of page
  • Redakcja Gazetki Szkolnej

Krytyka polityczna vol.2

Jeśli świat jest symulacją, nasze piątkowe uniwersum coraz bardziej upodabnia się do „Ciekawego przypadku Benjamina Buttona”. Zapewne nie będzie dla państwa wielkim zaskoczeniem, gdy wyjawię, że mam na myśli nasze debaty kandydatów na różne niesamowicie ważne stanowiska powiązane z najlepszym liceum w Gdańsku. Dzisiejszy spektakl, znany również jako debata do Młodzieżowej Rady Miasta Gdańska, był przeraźliwie mdły. I tym razem nie zamierzam obarczyć całą winą kandydatów. Nie oszukujmy się – co dwa lata słuchamy tych samych postulatów, oglądamy tak samo wyglądających kandydatów, zadajemy te same pytania, słuchamy tych samych uwag mądrali z klas maturalnych. Debata toczy się w rytmie poloneza, akcent jest na „trzy”. Punkt pierwszy – niemożliwe do realizacji piękne plany, tzn. darmowe bilety dla mieszkańców okolicznych, były nawet tramwaje na Osowę, kółka zainteresowań i wzajemnej adoracji. Ekologiczny Gdańsk, ekologiczna szkoła i biodegradowalna Młodzieżowa Rada Miasta Gdańska. Punkt drugi – zdementowanie przez publikę owych postulatów. Pytania, czy kandydaci wiedzą, na które słońce porywają motyki, prośby o przedstawienie planów na wynajem sal, pytania o to, z czyjej kieszeni zamierzają wyciągnąć pieniądze. I trzeci (mój osobisty faworyt) – uwagi o naturze tego pięknego „organu władzy”, która ma polegać na fasadowym doradztwie. Reprezentanci młodzieży mogą sugerować politykom i urzędnikom, co uczniom leży na wątrobie (i nie chodzi o alkohol). Teraz powinno nasunąć się państwu pytanie: no dobrze, ale co ma Button do tego? A no to, że takie wydarzenia owszem odbywają się i odbywać się będą, ale tak samo jak Benjamin cofał się w rozwoju, tak samo poziom takich widowisk pikuje w dół. Na debacie dwa lata temu kandydaci mieli miejsce siedzące, na dzisiejszej musieli już stać; szczerze współczuję kandydatom w przyszłości, bo prawdopodobnie przyjdzie im stać za drzwiami. Dawniej debata miała jakąś spójną formułę – przedstawienie postulatów, pytania od prowadzącego, pytania od publiczności – teraz okrojono do przedstawienia wielkich planów i niezgrabnych pytań publiki. Na debacie za dwa lata zapewne skończy się na pytaniach bez uprzednich wypowiedzi kandydatów, albo co gorsza do samych trzech zdań co drugiego ubiegającego się o to odpowiedzialne stanowisko. Dlatego nieco przychylniejszym okiem spoglądam na Konrada, Zuzię, Hanię i Amelię. Biedactwa porażone białym światłem jak na przesłuchaniu policyjnym, w półmroku, wywołane do odpowiedzi nie do końca umiały sklecić sensowne zdania. A uwagi o tym, że organ doradczy jest organem doradczym musiał być dodatkowym strzałem w Achillesową piętę tej całej rady i kandydatury do tak zbędnego organu. Spokojnie, jeszcze nie jest za późno, można odwrócić ten niebezpieczny proces rozkładu. Na początek proponuję zapewnić przyjazne warunki debatującym (może być wersalka), zaniechanie bezsensownych uwag i zasugerowanie kandydatom, aby wysilili się na coś więcej niż powtarzanie jak mantrę postulatów na jedno kopyto. Jeżeli nic z tym nie zrobimy, za cztery lata odbędzie się loteria, ktoś wygra czekoladę, ktoś dostanie miejsce w Młodzieżowej Radzie Miasta Gdańsk.

18 wyświetleń0 komentarzy

Ostatnie posty

Zobacz wszystkie
bottom of page