ROK 1701
Akt I Exodus
Scena I
Żaba ubrany po staropolsku, chodzi po pogorzelisku; gdzieś pośrodku leży w kałuży krwi szwedzki żołnierz, w oddali dworek szlachecki
Żaba
Polsko! Matko mi droga, jaki ci został czas?
Tyle cierpień… Pożoga trawi twój bożylas
W głowie świętym, w sercu mając bożyszczem.
Spustoszenie pozostawiając z uzyskiem.
Lecz Karol samojeden ziem naszych nie przejął,
Nadziei przyszłości ogniem śmierci nie zajął.
Niewiedza, ignorancja, prywata nad naród:
Niewiedza – poruszeniem stagnacji nikt nierad,
Ignorancja – Europa śmiała się nam w twarz,
Nim się obejrzeliśmy wnet stali się nam wraż.
Zaczęli zwalczać i palić, Viktoria krwawi!
Kiedy przyjdzie Mojżesz, od niewoli wybawi?
Liberum veto i my sami sobie katem.
Krwi moc upłynie nim ofiara będzie batem.
To nie wrogowie nas pokonali, lecz my sami!
(Tutaj leżący na ziemi rajtar wzdycha głośno i łapie powietrze, Żaba nie zwraca na niego uwagi i mówi dalej)
Za to jeszcze nagradzaliśmy się darami.
Wrogów swych nie wygonisz, gdy ci w twym sercu,
(Wbija szablę w pierś leżącego, ten się ucisza)
Spróbuj pomoc dogonić, klęskę masz na miejscu.
Mają górne miejsca, na liście twej hierarchii,
Próżno szukać dobrodziejstwa, w czas anarchii.
Straciłby kto nadzieje, lecz ja trwam w wierze.
Piękna i majestatu słowem nie obierze.
Leją z twego kielicha, gardziele pełniąc,
Za grosz cnoty nie mając obcym krajom służąc,
Byle nuż kiesa pełna, brzęcząc talarów krew.
To właśnie dziecie, któren głosu słuchać ni plew,
Oczy otworzą, serca zmiękczą, mury skruszą,
Piersi stawią… czerwone maki z nich ruszą.
Jeśli walki przestać, zostanie cień nadziei.
Zbliźni starych ciemiężców, wszytek się zieleni.
Tak Fortuna jak tortura kołem się toczy,
Historia uczy, że niczego nas nie uczy,
Polak Polakowi będzie największym wrogiem.
Słychać odgłosy uczty z dworku.
Żaba odwraca się w stronę dworku
Żaba
Cóż to?
Żaba wychodzi za scenę w stronę dworku
Koniec Sceny I
Scena II
Salon szlachecki, szable na ścianach i obrazy króla Jana III Sobieskiego, pośrodku izby szlachcic [Małpa], który wymachuje rękoma do służących, roznoszących jedzenie i wino. Od lewej wchodzą strojne damy, słychać rżenie koni i bryczki za sceną.
Małpa
Już dziewczęta zwołujemy,
Hucznie, smacznie ucztujemy,
Niech się zacznie wielka magia!
Pomiędzy damami przeciska się wściekły Żaba i podchodzi do Małpy
Żaba
Małpo, co tu się wyrabia?!
Wszyscy zatrzymują się i ucichają
Małpa
Ja swój zamiar już wstrzymałem
Bo twe słowo usłyszałem.
Żaba
I swe słowo mi złamałeś.
Małpa
Już mnie za wczasy poznałeś:
Obietnic mogę poczynić,
Wykonania nie uczynić.
Żaba
Już nie jestem w stanie być,
Da się z tobą razem żyć?
Żaba zachodzi się w głowę
Żaba
Ty człowieku bez czci i cnoty, ty łupieżco i grabieżco, kłamco przedni, porywaczu, zdrajco…
Małpa
Jedna martwa obietnica i się z przyjacielem żegnać muszę?
Żaba
Uspokoić siebie muszę, gdyż głupoty wygaduje.
Małpa
A myślałem, że się więcej nie spotkamy i na wieczność przeklinamy.
Żaba
Może i głupoty wygadałem, ale z prawdą się zgadzałem.
Małpa
No i miło, a jak miło to i smacznie, więc wypijmy sobie zacnie.
Tłum cieszy się na te słowa
Żaba
Mnie balować nie przystało, a po owych strasznych słowach siebie szybko schować muszę, do wygnania więc przystąpię.
Tłum wydaje złowieszczy pomruk
Małpa
Nie kłam proszę towarzyszu.
Żaba
Mnie kłamać nie przystoi w takiej zbroi.
Małpa
Jakaż jest to twoja zbroja?
Żaba
Moja zbroja nie z metalu, lecz z czci chwały i bez grzechu.
Małpa
Ja nie wątpię w twoją cnotę
Żaba
A me słowa ostre jak sztylety, więc się żegnać szybko muszę. Na odchodne jeszcze powiem żegnam panie i panowie. Mnie obaczyć na wygnaniu jest to cudem porównaniu!
Żaba patrzy na siebie i rękoma czegoś na sobie szuka.
Żaba:
Podaj mi waść mój własny płaszcz.
Małpa:
Gdzie cię wiedzie jechać jedź,
Tylko nie daj innym po tobie przejść.
Żaba:
Do króla miłościwego Pana naszego!
Małpa: (do siebie)
Ile ludzie muszą mieć siana w głowie
Że ktoś taki, polskim królem się zowie.
Małpa wskazuje młodego chłopaka w tłumie. Żaba odwraca się do młodego pachochlęcia które idzie po płaszcze zawieszone na ścianie
Żaba:
Daj mi mój żupan Ojczysty, ale ten czysty!
Fligel adiutancik: (Bierze niemiecki płaszcz)
Masz waćpan ten płaszcz i nie płacz. (podaje płaszcz Żabie)
Żaba śmieje się sarkastycznie przez chwilę
Żaba:
To z Inflant mantel, nie mój żupan rodowy.
Nie poznałeś wartości polskości - za młody.
Fligel adiutant bierze za fraki Żabę
Fligel adiutant:
To bierz pan ten płaszcz i zabieraj swe manele,
A nie o wartościach gada - jak w kościele.
Żaba daje z liścia Fligel adiutantowi
Małpa:
Waćpan nie krzycz na naszego pomagiera,
Pomagać mi w melancholicy to jego kariera. Lecz ja tu jestem starszym balu i nie mamy waścinego płaszcza I co nam tu uwłaszczasz?
Żaba: Na układy nie ma rady trzeba tylko bić! Fligel adiutant jednocześnie: Grubian się uprze i no mu daj, No skąd wezmę jak nie ma
Żaba zabiera niemiecki płaszcz, zakłada kapelusz, wsiada na konia za drzwiami i odjeżdża, słychać tętent koni, Małpa patrzy ze zdziwieniem na drzwi po czym parska śmiechem i machnie ręką.
Po chwili Małpa poważnieje i łapie się za głowę
Małpa: Bożę, Boże, moje działanie sprowadziło Boże skaranie. Odwraca się do Fligel adiutanta Na mój krótki rozkaz: goń za nim, ale nie łap Nim się ze Szwedem na śmierć zabawi.
Małpa zarzuca pierwszy wzięty płaszcz na Fligel adiutanta, daje mu sakiewkę z pieniędzmi i szable ze ściany, po czym wypycha go ręką za drzwi.
Koniec Sceny II
Scena III Dochodzi wieczór, leśna chatka ze stajnią, Żaba podjeżdża na białym rumaku, przywiązuje go do werandy, Z domu słychać monotoniczne pieśni.
Żaba: Już ja znam, przecież to Żydowska domowina, Co w czasie wojny się bogaci, skąpina.
Żaba wsłuchuje się w pieśni
Nadeszła szabatu wieczerzyna, baran rzeź. Czy mnie przyjmie ta rodzina, zdrożnym dają jeść?
Żaba puka do drzwi, pieśni ucichają
Żaba: Pochwalna to chwila, za pan brat czytam Torę, Lub nie – zasnę w gaje winne, przez mą zmorę. Kto tymczasem te wrota przede mnę otworzy?
Kobiecy głos zza drzwi: Kogóż moim oczom wzrokiem da się obaczy?
Słychać kluczenie w drzwiach Żabie zaburczało w brzuchu.
Żaba: (do siebie, z grymasem na twarzy masuje sobie brzuch) Głodu już nie słyszą, jak smarowania cholew.
Drzwi otwiera piękna i odświętnie ubrana kobieta, Żaba zdziwiony mruga szybko oczyma
Żona: Zaszczyt gościć waćpana, wyszedłeś skąd jest lew?
Żaba skłania się nisko i w ukłonie bierze rękę Żony jak do pocałunku, ale jeszcze nie całuje
Żaba: (w skłonie) Nie ja z stamtąd przychodzę, zaś tam dążę, Gdyż zobaczył gwiazdę, przez którą lat nie zbłądzę.
Żaba całuje rękę Żony i wyprostowuje się, Żona onieśmielona wprowadza Żabę do domu
Scena IV
W domu, bogaty wystrój, pośrodku duży stół nakryty białym obrusem na nim niewiele potraw, przaśny chleb i karp po Żydowsku (gefitle fisz) oraz Chanuka z wszystkimi palącymi się świeczkami. Od strony drzwi jedno wolne nakrycie po bokach siada Żona i syn, mały rudy Naprzeciwko siedzi religijnie ubrany Żyd, na widok Żaby wstaje podaje mu rękę
Żyd: -Witam pana cnotliwego, niech się nie trwoży, Toć u nas z ryb gefitle karp, brak węgorzy.
Żaba: -Całe morze i głębie zmierzył, lecz źle mnie znasz. Wiatry rozumie, lecz nie zaściennych, geld włościarz.
Żyd: -Może i z zaścianka wywodzisz, sznyt świadczysz.
Żona: patrząc w sufit nad Żabą -Z pewnością w obyciu z dziewką gładysz.
Żyd: -Rozgadana jak na kucharki skąpe dania.
Żona: -Ja nie skupiam uwagi na sakwie, klepmania | klepmania mówi z wyrzutem w głosie
Żaba: -Dziś jest dzień bez zwad, spokój między przaśnikami.
Żyd: (już spokojniej) -Co racja to racja, jedz waść, nie graj kiszkami. | na jedz podaje gefitle fisz
Żaba: -Hola, gdzie kiduszu nad winem odmówienie? Zbytnia konfidencja przyzwala na zbluźnienie?
Żyd: Czyżbym zgubił baczenie, nie, jam je spodwojniał.
Żyd wyjmuje schowany pod płaszczem zwój i kładzie na stół.
Żyd: Formentatus zdrajcy okradają diasporał.
Żyd kończy zasłaniając usta dłonią, którą następnie pogładził swą brodę
Żaba: Winnym w języku i oczach wilka chować?
Żyd Spokój… są ci co chodzą kraść i Szwedom dawać.
Żyd podczas mówienia wyjmuje z szafki zza szklanych drzwiczek kielich i nalewa resztkę wina z przechylanej beczki. Kielich kładzie na środku stole.
Przyznasz waść, ubiór z Niemca frant, o fortunę strach, Ale jak ty swój, to powiedz skąd waścinym strój.
Żaba: Król nasz cnotliwy Inflanty wracał macierzy, Poznało się troszę Saskisz płaszy i odzieży. Co tu będę się spowiadać kidusz przeczytam.
Żaba czyta: Błogosławiony jesteś Ty, Król Świata, uświęciłeś przykazaniami, lubisz być z nami, szabat, dziedzictwo, pamiątka, błogosławiona uświęconka, Amen.
Żona i Żyd spoglądają ze zdziwieniem na Żabę i na siebie.
Żaba po skończeniu czytania zabiera się do jedzenia poprzednio odłożonej ryby.
Żaba: (podczas jedzenia) -Niemożebnie smakowita ta przaśna ryba. Jajeczka zbierały chłopki z łąki runa?
Żona: -Toć ja to zbierałam…
Żyd przerywa
Żyd: -My razem.
Żona: Toć my razem to zbieraliśmy, niedziwota Żeby jak czyjeś buty nie sparcieć żywota.
Żona patrzy na buty Żyda, Żyd nie zwraca uwagi na Żonę i zwraca się do Żaby
Żyd: Właśnie odnośnie żywota, tak w podróży? Niebiednyś, lecz anachoretyzm bym ci wróżył. Rzeczpospolita nierządem stoi lub leży Leży i kwiczy, bo król uciekł… nikt na straży. (Mówiąc nikt na straży spuszcza głowę)
Żaba: Nie kołuj się dłużej, Warszawę uwolnimy! Tak to Augustus Rex zaciąga takie dziwy. Azaż twe wróżby heretycy odprawiają!
Żyd: Mnie piorun dzieckiem trafił, Jahwe oszczędzając, Nie skąpił oblubieńca wróżbiarstwem ozdobić.
Żaba: (zadziwiony) Toś ty święty, swym darem przygodzi się dzielić.
Żyd: Twa wiedza święta, wiesz, że nie sam chleb żyje człek.
Żaba bierze się w zagwostkę po czym wyjmuje brzęczący woreczek i kładzie na stole, Żyd wzdryga się.
Żaba: z przekonaniem w głosie Możesz mówić.
Żyd: Przygotuję tylko ważny wstęp. (wygania ręką żonę i syna) Koniec Sceny IV
Comments